czwartek, 18 października 2012

UMIERANIE

Umiera moja koleżanka.
Wkurza mnie to nieprzeciętnie. Smutek ogarnia z każdej strony.

Znamy się kupę lat, jeszcze z ogólniaka. Wtedy podobała mi się strasznie, ale ja zbyt nieśmiały byłem, żeby zagaić w tym temacie... Rozmawialiśmy często, o różnych sprawach, ale wtedy nie powiedziałem jej tego, co czuję. Potem koniec ogólniaka, kontakt się urwał.

Kiedyś naszły mnie wspomnienia, zacząłem klikać, szukać. Znalazłem. Wymieniliśmy kilka maili, pogadaliśmy przez telefon. Nic wielkiego. Ale cały czas czułem do Niej wielki sentyment. I czułem też, że i Ona ma falę wspomnień.

Potem wpadło mi w rękę kolorowe czasopismo. I z niego właśnie dowiedziałem się, że Asia umiera na raka.

SZOK...

Próba kontaktu, dzwonienie, pisanie... W końcu udało się. Spotkanie było cudowne. Rozmawialiśmy szczerze, o wszystkim, jak kiedyś. Na koniec zebrałem się na odwagę i powiedziałem jej co wtedy, 20 lat temu do niej czułem. O braku odwagi itp. Okazało się, że z Nią było podobnie.

A teraz Asia umiera. Rak zjada ją od środka, powoli, nieuchronnie odbiera kawałki jej ciała, przysparza cierpienia.

Tęsknię za nią, chciałbym trochę nadrobić braki w rozmowach z nią, ale ona nie chce się już spotykać...

Przygotowuje siebie i swojego Jasia i Niemęża na swoje odejście. Ostatnie okruchy ze stołu życia.

Za późno już. Za późno.

Mam tylko nadzieję, że zobaczymy się jeszcze kiedyś, gdzieś.

A może w ostatniej chwili zechce chociaż, żebym posiedział koło niej...



czwartek, 19 kwietnia 2012

Właśnie obejrzałem sobie film o blogerach, dosyć stary, bo zrealizowany jeszcze przed przejściami chorobowymi Maćka Budzicha, ale dopiero teraz został ów film opublikowany na YouTube.
Dla zainteresowanych film poniżej:


(na Durczoka na początku nie mam wpływu :) )
Warto zobaczyć.
Blogi piszą bardzo różni ludzie, ale często są to po prostu zwyczajne osoby mające własne zdanie na bieżące tematy. Wszystko zależy od tego, jak te swoje komentarze prezentują.

Nie ma jednej rzeczywistości. Każdy widzi otaczający go świat inaczej.
Podobnie nie ma jednej Prawdy. Jest tyle prawd ile ludzi. Wystaczy spojrzeć na ludzi, którzy się kłócą. Przecież w każdej kłótni obie strony (lub więcej stron) mówią o tym samym. Każda ze stron mówi o swojej prawdzie. A kłótnie wynikają z tego, że każda z osób uważa, że jej prawda jest tą jedyną Prawdą.
A przecież wystarczy stworzyć sobie wzajemnie przestrzeń do tego, aby te prawdy żyły obok siebie, wzajemnie się uzupełniały. Trudne to, wiem, ale przecież możliwe.


Dziś dzień ojca. Ostatnio sobie policzyłem, że przez ostatnie siedem lat conajmniej trzy miesiące ciurkiem (tak, tak, 90 dni, 2160 godzin) spędziłem w samochodzie dbając o dobre relacje z Córkąbzdurką. I liczę tu tylko kursy od mojego miejsca zamieszkania do niej i z powrotem. Jak by dodać wycieczki do Babci, Prababć, Ciotek, Wujków, Stryjków, całego jej kuzynostwa (również tego ze strony Królowej Śniegu, bo ona kontaktów nie utrzymuje), wakacji, wypraw do kina i Bóg wie czego jeszcze, to wyszedł by jakiś koszmar...

Czasem mam dość tego jeżdżenia. Szczerze i po ludzku. Ale co robić. Dogadywanie się z Królową Śniegu orzypomina kopanie się z koniem. Do końca życia chyba tak będzie. A przynajmniej dopóki Córkabzdurka nie osiągnie jakotakiej samodzielności w decyzyjności. A to już chyba bliżej niż dalej do tego momentu.

Ciekawe jak to wtedy będzie? Nic to, życie pokaże.

Dzisiaj w ukochanej Trójce usłyszałem taką perełkę:


Pamiętacie?
Miłego słuchania.

środa, 18 kwietnia 2012

Gadałem dzisiaj z Córkąbzdurką przez telefon...
Nie było łatwo, bo usta pełne kolacji miała.
Jeżdżenie na rowerze do szkoły na razie jej nie idzie "- Bo za długo obsługuje się blokadę."
No może i racja, bo Ona do szkoły ma kilkaset metrów.
Zobaczymy, może się w tym jakoś ułoży.

Trochę się martwię...
W poniedziałek znalazłem na ciele dziwne siniaki. Nie mogę wytłumaczyć skąd się wzięły.
Miałek kiedyś poważne problemy z krwią, może to wraca...

Jutro przejadę się na badanie krwi, może coś się wyjaśni.

wtorek, 17 kwietnia 2012

No i się rozdziewiczyłem.
ten post jest moją inicjacją pisania. Nie wiem o czym, ale będę pisał.
Tzn. w sumie wiem o czym - o wszystkim, ale to wszystko będzie moje a nie takie jak wy to widzicie przez okno...

Sezon rowerowy w pełni...
Na razie ograniczamy się do wycieczek po naszym ukochanym Parku Skaryszewskim. Głównie powodowane jest to lekką niestabilnością toru jazdy Córkibzdurki. Ale dzielnie nad tym pracujemy, wybierając coraz trudniejsze trasy.

Ostatnio zabrała swoją różową maszynę do mamy. Stwierdziła, że jazda na rowerze do szkoły to szczyt lansu pierwszoklasity:

- Tatulu, no bo przecież nikt nie jeździ rowerem do szkoły.
- Tak całkiem nikt?
- Całkiem?
- To skąd tyle rowerów pod szkołą?
- Eee, to nikt od nas z klasy.
- Więc chodzi o to, że nikt z klasy nie jeździ?
- No nareszcie załapałeś...

No i maszyna pojechała do K. Córkabzdurka właśnie tam mieszka ze swoją mamą. Cieszę się, bo jakiś szczep sportowy udało mi się w końcu wyhodować na jałowym pniu maminego wychowania.

Trzeba będzie sprzęta wozić przy każdym Dniu Ojca (czyli dwa razy w tygodniu), ale dam radę. W końcu jestm Tatą. A to zobowiązuje.